13 June, 2010

Pod wulkanem (Under the Volcano)

 



Około sześćdziesiątki. Niczym nie wyróżniający się, ale o przyjaznym nastawieniu. Zaniedbany, ale nie odstraszający. Bardzo kulturalny. Siedzimy na ławce w cieniu. Rozmawiamy. Równo czterdzieści dni temu w kamienicy za naszymi plecami zmarła jego matka. Od tamtej pory on nie wraca do swojego mieszkania. Z resztą nie ma po co ani do kogo wracać. Żona od wielu już lat
choruje na przewlekłą depresję. Od jakiegoś czasu w ogóle nie wypuszczają jej ze szpitala psychiatrycznego. Zdiagnozowano schizofrenię. W zasadzie żona odeszła już dawno temu. Nawet, gdy była, to jakby jej nie było. On odwiedza ją jednak w szpitalu dość często, rozmawia z pielęgniarką  i lekarzami. Ojciec pracował na kolei, dlatego tutaj w tej dzielnicy, w kamienicy przy tym podwórku, dostał mieszkanie z przydziału, żeby było blisko. Mieszkało się w porządku, choć ciasno, bo rodzeństwa dużo. Teraz, gdy rodzice oboje odeszli z rodziną raczej nie utrzymuje kontaktu. Z bratem czasem porozmawia. Jest córka w Niemczech, a od
niedawna jest też wnuk. Z córką udało się spotkać kilka miesięcy temu, przy okazji badań, które małżonka mogła wykonać tylko za granicą. Spędzili razem dwa tygodnie, ale potem trzeba było wrócić. Teraz jest sam, bez wsparcia, bez pomocy z niczyjej strony. Z resztą on nie chce pomocy, nie chce być dla nikogo problemem. Nigdy nie odmawiał pomocy, ale sam prosić o nią też nie potrafi. Już teraz wszystko mu jedno. Mieszkanie po rodzicach oddał bratu, jemu jest bardziej potrzebne. Sam mieszka po chmurką, bo tak woli. Pod chmurką też pewnie odejdzie. Byleby deszcz nie padał, to każda ławeczka jest lepsza od tych dwudziestu pięciu metrów, do których go
przeniesiono gdy nie było z czego zapłacić. Z resztą i w tym rachunki nie opłacane już od dawna – ktoś inny mógłby mieć użytek z tego mieszkania, jemu niepotrzebne już. Jedyne co pozwala poczuć się lepiej to alkohol, pozwala zapomnieć. Dużo pije, od dawna, przy każdej sposobności. Wrzody żołądka, bez alkoholu nie pozwalają już nawet zjeść. Tylko, gdy wypije butelkę „atramentu” może coś przełknąć, wtedy jest dobrze. Mimo, iż nie widać cierpienia, to wyraźnie można wyczuć rezygnację, zmęczenie. To z resztą sam przyznaje - jest zmęczony życiem, swoje przeżył i teraz już wszystko mu jedno. Nie boi się śmierci, ale nie chce już o tym
rozmawiać. Zmiana tematu. Sprawia wrażenie nadzwyczaj mądrej i oczytanej osoby. Szkoda, że nie udało się skończyć studiów. Cztery lata na geografii z bardzo dobrymi wynikami i trzeba było przerwać. Nie chce powiedzieć dlaczego. Rozmawiamy o fotografii, "bo to bardzo fajnie, że się tym interesuję". Zna wielu polskich fotografów, a wśród nich nazwiska, których dotąd nie słyszałem. Wie czym jest Word Press Photo. Zadziwia mnie swą wiedzą na kilka innych tematów, wiedzą wyczytaną w setek książek, które kiedyś pochłaniał. Jego ulubiona - „Pod wulkanem ( Malcolma Lowry'ego)”, bo prawdziwa. Czas mija, przychodzą starzy sąsiedzi, ja muszę już iść. Żegnam się pozostając pod wrażeniem. Zastanawiam się czy kiedyś go jeszcze spotkam. Zastanawiam się czy chce mi się dziś jeszcze robić zdjęcia. Pan Mirek.

No comments: